Kōbō
Abe, Kobieta z wydm
Wydawnictwo
Znak
Kōbō
Abe (1924–1993) był bardzo cenionym japońskim prozaikiem, jest
uważany za czołowego przedstawiciela japońskiego modernizmu
powojennego. Kobieta z wydm jest jego najbardziej znaną i
zdecydowanie nienową już książką (po raz pierwszy wydana w 1962
roku), choć podczas lektury w ogóle się tego nie czuje. Podchodzę do tej
recenzji z pewną nieśmiałością, bo na okładce napisano,
że to „wybitna powieść japońska“ i „arcydzieło literatury
światowej“, a mi się ona zwyczajnie nie podobała. Ani trochę.
Głównym
bohaterem jest nauczyciel-entomolog, który wyrusza na wydmy w
poszukiwaniu nowego gatunku owada – liczy, że dzięki temu jego
imię przetrwa na zawsze. Podczas wędrówki traci poczucie czasu i w
pewnym momencie jest już za późno, by wracać na piechotę –
przypadkowo spotkani mężczyźni proponują mu więc nocleg u jednej
z mieszkanek okolicy. Warunki jednogwiazdkowe: spróchniały dom
umieszczony w piaskowej dziurze. Ale to tylko na jedną noc, prawda?
Rano o wszystkim zapomni, nie jest zresztą francuskim pieskiem.
Niestety rano drabiny prowadzącej na górę nie ma, nie ma też żadnego sposobu na
wydostanie się z pułapki. Trzeba wybierać piach, który
nieustannie osypuje się po zboczach, obciąża dach, oblepia ciało,
wdziera się w każdy zakamarek. Trzeba przykrywać twarz
szykując się do snu, a czajnik i zapałki owijać plastikową
folią. A po chwili piasek już i tak jest wszędzie.
Pomysł
jest świetny i ciekawy, sam obraz wszechobecnego piasku, który się
sypie, porusza, osacza, atakuje – bardzo sugestywny i czasem
faktycznie można poczuć jego smak w ustach. Jednak to według mnie
o wiele za mało, a nie podobało mi się wykonanie. Zupełnie nie
przemówiły do mnie dziwaczne relacje mężczyzny i kobiety
uwięzionych w piaskowej jamie, ich dialogi były sztuczne, podobnie
jak wypowiedzi bohatera, które wybitnie mnie drażniły, a którego
postać ani trochę mnie do siebie nie przekonała. Narracja –
odpowiednio do biegu myśli szalejącego nauczyciela – bywała
chaotyczna. Nie podobały mi się też nagminne porównania do owadów
(jak najbardziej uzasadnione, wszak to pasja głównego bohatera, ale
jednak zbyt częste) ani głębokie rozważania o naturze piasku
(wraz z przytaczaniem definicji).
Jedyne,
co w moich oczach uratowało nieco tę książkę, to samo
zakończenie, które mi się (wreszcie coś!) podobało. Zupełnie za
to nie odpowiadał mi styl autora i choć rozumiem, o co w książce
chodziło i doceniam koncepcję – nie pojmuję, skąd takie mocne
słowa jak „arcydzieło literatury światowej“. Wszak samo
przesłanie to trochę mało, by szafować takimi określeniami. Nie
przeczę jednak, że komuś może się ta książka podobać –
językowe antypatie to kwestia bardzo indywidualna, a ja większość
moich wrażeń opieram na emocjach odczuwanych podczas lektury
(zniecierpliwieniu, znudzeniu, irytacji).
Dobrze, że książka była taka
krótka...
Moja
ocena: 3/10.
Przyznam że pomimo niskiej oceny książka bardzo mnie intryguje. Pojęcia nie mam jak bym się odnalazła w tego typu historii ale gdy nadarzy się okazja z przyjemnością spróbuję. Tak na marginiesie to nie znoszę określenia arcydzieło... Czy ktokolwiek ma prawo decydować co jest arcydziełem a co nie... Wolę określenie klasyka, które sprawia że czuję, że książkę powinnam poznać ale jej wartość sama ocenić. Arcydzieło zwyczajnie mnie drażni...
OdpowiedzUsuńTylko żeby coś stało się klasyką, według mnie potrzeba czasu - 50 lat to chyba za mało, by awansować do takiej rangi. Klasyka to dla mnie coś, co przetrwało próbę czasu, co jest fundamentem współczesnej kultury i co jest obecne w zbiorowej świadomości. A to, jakby nie patrzeć, dzieło współczesne. Choć "arcydzieło" też tu według mnie nie pasuje.
UsuńA spróbować chyba warto, ja się spotykałam głównie z bardzo pozytywnymi recenzjami.
Masz absolutną rację, wspominając określenie klasyka nie miałam na myśli tej konkretnej książki. Spróbować spróbuję, jeśli tylko będzie okazja :-)
UsuńNo proszę książka zachwalana bardzo mocno, a tu się potwierdza, że nie wszystko złoto co się świeci:) Ale myślę, że i tak spróbuję kiedyś, tym bardziej, że książka krótka.
OdpowiedzUsuńPozytywnie mówiły o tej książce osoby, których opinie cenię, więc byłam bardzo pozytywnie nastawiona do lektury. Tymczasem tu takie rozczarowanie. Ale sam pomysł jest dobry i warto samemu się przekonać, czy powieść się podoba, czy nie.
UsuńJakoś nie potrafię się odnaleźć w japońskiej prozie, a próbowałam już kilkakrotnie. Tę książkę raczej sobie odpuszczę, bo choć mnie intryguje, wiem, że nie poradziłabym sobie z nią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja wielkiego doświadczenia nie mam, ale fakt, że jest coś specyficznego w tych książkach.
UsuńA ja lubię ospałość, powolność, typową w narracji w japońskiej literaturze i "Kobietę z wydm" oceniam dość wysoko.. :)
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciw powolności, drażniło mnie zupełnie co innego - sztuczne według mnie monologi bohatera, kiedy się buntował, sztuczne dialogi, jakaś taka ogólna sztuczność i suchość. Zabrakło mi płynności i wrażenia, że wszystkie zdania stanowią przemyślaną całość. Ospałość bardzo dobrze pasuje do tej treści, tylko jakoś jej właśnie nie poczułam podczas lektury. Ale tak jak pisałam, to z pewnością bardzo subiektywne wrażenie :)
UsuńWiesz, swego czasu interesowałam się japońską kulturą, tradycją itd. i to co dla nas Europejczyków może być faktycznie odebrane nieco sztucznie, albo co najmniej dziwnie, dla nich jest naturalne (i odwrotnie niejednokrotnie). Dlatego dla mnie, po zaznajomieniu się z rożnymi aspektami japońskiej kultury te dialogi były już całkiem naturalne i normalne w danych okolicznościach. Może to też dlatego, że Abe Kobo poznałam już po wielu książkach Harukiego Murakamiego, po paru lekturach odnośnie japońskiej tradycji i po fascynacji japońską mangą i anime i stąd mój odbiór jest nieco inny :) Ale masz rację, to zawsze jest subiektywne wrażenie, moje przecież również :)
UsuńNo tak, z takim przygotowaniem z pewnością czyta się inaczej :) Lepiej, świadomiej. I z pewnością lepiej zrozumiałaś tę książkę niż ja. Więc to jest recenzja z punktu widzenia ignoranta :D
UsuńEch, nie to miałam na myśli.. Nie uważam Cię za ignoranta :P Wprost przeciwnie. Może to ja się tłumaczę, czemu mi się podobało :D
UsuńSpoko, śmieję się tylko :) To oczywiste, że znając dobrze kulturę danego kraju lepiej odbiera się jego literaturę. Może to też jest odpowiedź na pytanie, czemu książka w kręgach znawców jest tak ceniona, a ja jej nie doceniłam. A może i tak by mi się nie podobała, kto wie :)
UsuńIntrygujące. Piasek jako alegoria, nigdy się z takim pomysłem nie spotkałam o szkoda, że oceniasz książkę tak nisko, bo chyba szkoda na nią czasu. Ale z drugiej strony przekonałabym się sama, czy mnie także się nie spodoba. Poza tym lubię książki, w którym bohater jest naukowcem :D
OdpowiedzUsuńNie odrzucałabym książki tylko dlatego, że jednej osobie (tzn. mi ;)) się nie podobała. Ale też nie namawiam, gdybym wiedziała, że tak to będzie wyglądało, nie zabierałabym się za lekturę.
UsuńCzytałam i mam mieszane uczucia. Powinno było mi się podobać, ale raczej mnie irytowało.
OdpowiedzUsuńTwoje słowa bardzo dobrze podsumowują moje odczucia :)
UsuńPodobnie, jak Ty nie byłam zachwycona tą książką. Myślę, że pewna sztuczność była zamierzona, ale niezmiernie mnie irytowała. Znam za to mnóstwo osób, które uważają ją za wyśmienitą. Więc chyba jedynym wyjściem jest przekonać się osobiście :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo się przy tym męczyłam. Za nic w świecie do niej nie wrócę.
OdpowiedzUsuń