Linda
Dillow, Jaką żoną jestem?
Wydawnictwo
Koinonia
Uwielbiam
pisać o takich książkach: mądrych, dobrych, wartościowych,
bezwzględnie godnych polecenia. Jesteśmy coraz bardziej zabiegani,
a jednocześnie rozpaczliwie szukamy cudownej recepty na szczęście,
sukces, miłość. W morzu poradników dostępnych na rynku naprawdę
niełatwo znaleźć coś, co okaże się rzeczywiście pomocne i
sensowne – radzić chce każdy, najłatwiej chyba wydać kolejny
skarbczyk mądrości, które zagwarantują czytelnikowi spełnienie
marzeń. Mnóstwo jest pozycji dotyczących małżeństwa, jeszcze
więcej – związków w ogóle, wszak małżeństwo jest takie
nudne! Jedną z takich książek jest Jaką żoną jestem? Lindy Dillow, według mnie wyjątkowa.
Linda
Dillow nie jest kolejną pisarką-amatorką, która postanowiła
dorzucić swoje trzy grosze do wszechobecnych złotych rad, bo po
trzecim rozwodzie zrozumiała wreszcie, na czym naprawdę polega
miłość i jak osiągnąć szczęście w związku. Nie. Nie są to też żadne głupie psychotesty, co mógłby sugerować dopisek na okładce "Sprawdź, czy jesteś żoną jego marzeń". Czytamy na
początku: Jestem pełna nadziei. Nie zgadzam się na mierność. Nie
zgadzam się na życie według scenariuszy pisanych dla nas przez
media, przez matki, przez kogokolwiek innego poza Bogiem. I dlatego
pisze tę książkę. Ma 68 lat, a od
46 jest żoną Jody'ego Dillowa, za którego
dziękuje każdego dnia. Mają czworo dzieci i dziesięcioro wnucząt,
wiele razem przeszli, a ich związek cały czas się rozwija. Linda naprawdę wie, jak zbudować
szczęśliwe, trwałe, cudowne małżeństwo i jak się nim cieszyć.
Niemal siedemdziesięcioletnia, regularnie głosi
konferencje dla kobiet w różnych częściach świata, spotyka się
z kobietami i żonami w każdym wieku i na każdym etapie związku, z
najróżniejszymi problemami i charakterami: czerpie więc nie tylko
z osobistego doświadczenia, ale też doświadczeń bardzo wielu
tych, których wysłuchała i którym pomogła, albo które po
prostu zna. Książka jest tak życiowa, że bardziej już chyba się
nie da: ogromna część to świadectwa żon, które
zgodziły się podzielić tym, jak same walczyły o swoje małżeństwa,
prawdziwe historie, dowody na to, że ZAWSZE można zacząć jeszcze
raz, ZAWSZE może być lepiej i ZAWSZE jest nadzieja.
Książkę
czyta się rewelacyjnie, Linda ma dar swobodnego przekazywania
ważnych treści; przez pierwsze kilka stron się śmiałam. Nie jest
to jednak lekka lektura: kto lubi konfrontować swoje wyobrażenia o
sobie z prawdą? Kto lubi szczerze sobie powiedzieć, że wszelkie
zmiany powinien zacząć od siebie? Kto lubi sobie stawiać trudne i
niewygodne pytania? A przed takimi właśnie stawia nas autorka. W
kolejnych rozdziałach zachęca, by zapytać samą siebie:
Co
naprawdę jest dla mnie ważne? Czy za pięć, dziesięć,
dwadzieścia lat będę zadowolona z wyborów, których dokonuję
dzisiaj?
Co
czuje mój mąż, mając mnie za żonę?
Czy
jestem skłonna zmienić moją postawę?
Co
mi da zbliżenie się do ciebie?
Jak
to jest się ze mną kochać?
Dlaczego
chcę być na niego wściekła?
Czy
jest możliwe, by razem wzrastać, gdy wszystko się rozpada?
Pytania
są łatwiejsze i trudniejsze, ale z pewnością nie są przyjemne; a
jeśli już sobie szczerze odpowiemy, zmuszają do konkretnych
decyzji, działania, ponoszenia konsekwencji. Potrzeba dużo odwagi i
szczerości, by naprawdę na nie odpowiedzieć. I chyba
najtrudniejsza część: nie ma tu miejsca na wymówki, nie ma
miejsca na zwalanie winy: „Ale on...!“, „Dlaczego zawsze
ja...“, „Jemu w ogóle nie zależy, po co się starać?“. Linda
rozumie, że łatwo myśleć w ten sposób i jest to naturalne, ale
mówi: nie, zacznij od siebie. Skup się na tym, co możesz zmienić,
nad czym masz władzę – nad swoimi reakcjami, swoim myśleniem i
swoją postawą. I dodaje: Kiedy więc będziesz rozważała
ryzykowne pytania, nie zapominaj, że ja osobiście także się z
nimi zmagam. Każda z nas ma inną sytuację, ale chyba wszystkie
możemy przyznać: to niełatwe, prawda? Trzeba całkowicie zmienić
perspektywę, przestać się zastanawiać, czego ja oczekuję od męża
i w ogóle od małżeństwa, jak sobie wyobrażam szczęśliwą
miłość, a zamiast tego spytać: Jaką chcę być żoną dla mojego
męża?, a nawet jeszcze dalej: O jakiej żonie marzy mój mąż?
(czyli nie – jaką ja chcę być żoną, ale jaką mój mąż chce,
żebym była) Czy w ogóle mnie to interesuje, czy dalej wolę realizować swoją wizję
superżony? [i tu od razu wyjaśniam: nie chodzi o zmienianie istoty
siebie, skoro zawsze byłam aspołeczną zaczytaną dziwaczką o
figurze odbiegającej od figury modelki, to taką sobie mnie mąż
wybrał i teraz musi z tym żyć ;) Ale chodzi o cechy, które nas
nie definiują, a które są zawsze pożądane: wyrozumiałość,
czułość, okazywanie wsparcia, lojalność itp.].
Linda
nie ma w sobie nic z babcinego podejścia, choć już dawno jest
babcią. Jest uśmiechniętą, żywiołową, aktywną kobietą,
która pisze szczerze, z głębi serca, z sympatią i ciepłem: z
każdego jej zdania przebija autentyczna troska o każde jedno
małżeństwo, o szczęście każdej jednej pary. Pisze jak
przyjaciółka. Jest bezkompromisowa, ale przede wszystkim pełna
optymizmu. I naprawdę ma siłę przekonywania, zresztą mówi o
rzeczach, którym nie potrafię zaprzeczyć: jej wizja szczęśliwego
związku w 100% pokrywa się z moją i modlę się, żeby dobrze
przeżyć z moim mężem tyle lat, ile przeżyła ona.
Ten
poradnik to nie tylko rozważania autorki i świadectwo jej życia
oraz życia wielu innych kobiet. To także praktyczne ćwiczenia,
które pomagają podejmować decyzje i wprowadzać zmiany. Ćwiczenia,
które każą się zaangażować, a jednocześnie są zaskakująco
skuteczne (chociaż dość proste). Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że autorka jest kobietą
wierzącą i raczej do wierzących adresowana jest ta książka –
niewierzący po prostu w pewnym momencie będą musieli się
zatrzymać na drodze, którą proponuje Linda. Uważam jednak, że
mimo to każdy może wynieść z tej lektury coś dla siebie
(ćwiczenia są na przykład zupełnie uniwersalne i naprawdę warte
uwagi). Naprawdę. Choć jako wierzącej trudno mi ocenić, na ile
strawna byłaby ta książka dla kogoś o odmiennym światopoglądzie.
Mi natomiast bardzo podobało się, że w wielu miejscach autorka
opierała się na fragmentach Pisma Świętego, które analizowała
odwołując się do znaczeń słów hebrajskich: zawsze mi tego
brakuje i każdą taką analizę czytam z ogromnym zainteresowaniem,
bo pozwala odkrywać nowe sensy i głębię Bożego Słowa. Na końcu
znajduje się także „studium biblijne“ – pytania i zadania do
przemyślenia w grupie i/lub indywidualnie, które pomogą utrwalić
sobie treści, podejmować kolejne decyzje i każdego dnia iść
wyznaczoną drogą: bo nie chodzi o to, żeby w którymś momencie
być żoną idealną – nikt z nas nie jest idealny – ale o to, by
codziennie na nowo próbować, walczyć na nowo i budować coraz
głębszą i piękniejszą relację.
Po
co to wszystko?
Ponieważ
szybciej, niż byś chciała, nadejdzie dzień, gdy jedno z was
będzie siedziało przy łożu świerci drugiego, trzymając wiotką,
chłodną rękę.
Nie
będziesz wtedy żałować ani jednego spaceru po parku.
Nie
będziesz wtedy żałować, że nieraz wybraliście łóżko zamiast
pilnych prac domowych.
Nie
będziesz żałować, że spisałaś cel dla swojego małżeństwa i
że przeczytałaś go mężowi [ten punkt jest jasny po przeczytaniu
pierwszego rozdziału].
Nie
będziesz żałować, że powiedziałaś mężowi, za co go
szanujesz.
Będziesz
żałować setek godzin zmarnowanych na kłótnie.
Będziesz
żałować, że nieraz chowałaś urazę albo przestałaś się
odzywać.
Będziesz
żałować nastawienia: „Może w przyszłym roku nasz seks będzie
lepszy“.
Będziesz
żałować zrzędzenia, obgadywania i poniżania męża za plecami.
To
książka dla każdego. Dla tych kobiet, które są w małżeństwie
szczęśliwe, i dla tych, które wyobrażały sobie wszystko zupełnie
inaczej. Dla tych, które mają za sobą pół roku wspólnej drogi z
mężem, ale i dla tych, którzy mają za sobą siedem, piętnaście
albo trzydzieści lat. Na żadnym etapie nie można spocząć na
laurach, na każdym jest o
co walczyć. Na zmiany nigdy nie jest za późno. Nawet jeśli został
Wam tylko rok – może to będzie najszczęśliwszy rok Waszego
życia? Nawet jeśli macie ze sobą dwadzieścia pięć lat wspólnego
życia – jeśli dożyjecie złotych godów, oznacza to, że
jesteście dopiero w połowie drogi!
Bardzo, bardzo polecam tę
książkę. To poradnik, który dzięki współpracy z naszej strony może naprawdę wiele zmienić. I nie chodzi o faszerowanie się mądrościami, ale o skorzystanie z doświadczenia tych, którzy przeżyli więcej i zaszli dalej na drodze, którą i my idziemy. Na koniec jeszcze cytat:
Czy
może być coś piękniejszego w życiu niż chłopak i dziewczyna
łączący czyste ręce i niewinne serca na ścieżce małżeństwa?
Czy jest coś piękniejszego niż młoda miłość? Tak (...). To
sędziwy mężczyzna i starsza kobieta razem u kresu swej podróży.
Ich ręce sękate, ale wciąż trzymają się razem; ich twarze
poorane, ale wciąż pełne blasku; ich serca fizycznie słabe i
zmęczone, ale wciąż silne miłością i wzajemnym oddaniem. Tak,
istnieje coś piękniejszego niż młoda miłość: dojrzała miłość.
zastanawiające...
OdpowiedzUsuńCiekawe. Podoba mi się ostatni akapit - masz rację: warto posłuchać mądrzejszych czasem.
OdpowiedzUsuńCzasem ;)
Usuń46 lat małżeństwa, no proszę. Szczerze mówiąc, gdybym szukała jakiegoś poradnika o tej tematyce to nie wiem, czy zaufałabym starszej kobiecie. Z jednej strony ma doświadczenie, a z drugiej budowała swój związek jednak w trochę odmiennych czasach. Z pewnością część rad jest uniwersalna, ale jednak. Poza tym jeśli książka jest adresowana raczej do osób wierzących to odpadam ;)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że 46 lat to bardzo dobry wynik :-)
UsuńI godny pozazdroszczenia :)
UsuńMalice, ta kobieta jest "starsza" tylko fizycznie, zapewniam. W niczym nie przypomina pokolenia babć i ma w sobie z pewnością więcej życia i radości niż niejeden dwudziestolatek :) Natomiast co do wiary to faktycznie książka może to Ciebie nie trafić, więc nie przekonuję na siłę.
Ja lubie takie ksiazki - czytam krytycznie, odrzucam, co mi nie pasuje, ale zawsze znajduje w nich cos wartego przemyslenia.
UsuńA jak piszesz, ze naprawde warto, to tym bardziej przeczytam.
Brzmi świetnie.
OdpowiedzUsuńBo według mnie jest świetna! Cieszę się, że tak wcześnie na nią trafiłam :) I w sumie przypadkiem - bo wygrałam w jakimś internetowym konkursie.
Usuńto coś dla mnie :) jak wpadnie mi w ręce to się skusze :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wpadnie :)
UsuńWszystko w porządku, ale jestem zatwardziałą ateistką i nie jestem pewna, czy strawię tę książkę...
OdpowiedzUsuńNo cóż, szczerze - pewnie nie ;)
UsuńJa w tym wypadku też nie mogę być odpowiednim adresatem tej książki, a szkoda.
OdpowiedzUsuń