Jo Croissant, Kobieta. Kapłaństwo
serca
Wydawnictwo W drodze
Wiele się dzisiaj mówi o
równouprawnieniu. Feministki ze wszystkich stron krzyczą, że nie
są gorsze od mężczyzn i mnóstwo energii wkładają w
udowodnianie, że mogą robić dokładnie to, co oni. Także w
Kościele więcej się mówi – i pisze – o wartości kobiet,
jednak jakże inne to słowa od tych, które słyszymy w telewizji, internecie, wokół siebie!
Jak więc czuć się docenioną, ale nie zagubić siebie w pogoni za
równouprawnieniem? Jak pogodzić macierzyństwo z chęcią
dorównania mężczyźnie? Jak walczyć o swoją wartość i w czym
ją odnajdywać? Na te i wiele innych pytań zagubionych kobiet
odpowiada Jo Croissant w niewielkiej książeczce Kobieta. Kapłaństwo
serca.
Autorka przede wszystkim
przedstawia Boży zamysł w stosunku do kobiety: tej, która jest
ukoronowaniem stworzenia. Najważniejszym jej przekonaniem, z którym
trudno się nie zgodzić, jest fakt, że mężczyzna i kobieta
zostali stworzeni równorzędni, lecz różni. Uczymy dzieci od
najmłodszych lat, że inny nie znaczy gorszy, że to, co nas
odróżnia od innych, stanowi nasze bogactwo (po co mielibyśmy być
wszyscy tacy sami?), a nie potrafimy zaakceptować dzielących nas
różnic. Z nich właśnie wynika odmienne powołanie, zdolności,
inna wrażliwość i inne potrzeby. Jak mężczyzna jest pierwszy na
płaszczyźnie stworzenia, tak kobieta jest pierwsza na płaszczyźnie
Odkupienia. A to wszystko jest darem, a nie wadą – siłą, którą
można wspaniale wykorzystać. Wyliczanie, porównywanie,
prześciganie się w relacji dwojga ludzi jest jedną wielką
pomyłką. Oczywiście, ciężko myśleć w ten sposób, jeśli
wszystkie obowiązki spoczywają na barkach kobiety, a jednak autorka
pyta wprost: Jak to jest możliwe, by relacja żony do męża
opierała się na sprawiedliwości? (...) Małżeństwo jest
związkiem dwojga istnień, stworzonym dla wnoszenia się przez
miłość ku świętości, a nie warunkowym darem, kompromisem w
stylu: "Jeśli pozmywasz, ja zamiotę korytarz".
W głównych rozdziałach autorka
omawia powołanie kobiety do bycia córką, żoną i matką (nie
tylko w sensie fizycznym i nie tylko w kontekście własnych dzieci).
Pisze o trudzie i odpowiedzialności, ale przede wszystkim o pięknie stojących przed nią
zadań, o radości, jaką może z nich czerpać i jej absolutnie
niezastąpionej roli w świecie. Każde zdanie tej książki to
pochwała kobiecości i potwierdzenie wartości, siły, mądrości
"słabszej" płci. Nie wiem, jak po takiej lekturze można
mieć jeszcze wątpliwości, że kobieta jest wyjątkowa,
niepowtarzalna i piękna w swojej odmienności.
Książkę można z powodzeniem
nazwać wywrotową – bo czy dziś szokują i rodzą bunt postulaty,
by rzucić wszystko w imię poszukiwania własnego szczęścia? Nie,
pełno tego na każdym kroku. Natomiast wiele sformułowań Jo
Croissant może rodzić bunt: w końcu autorka za podstawowe wartości
uznaje tak niemodne dziś cechy, jak posłuszeństwo, pokora,
poświęcenie i oczywiście – wiara. A gdzie sukces,
samorealizacja, szczęście? Na końcu tej drogi. Autorka nie promuje
masochizmu! Ale żeby się tego dowiedzieć, trzeba zaryzykować.
To książka naprawdę warta
przeczytania. Nie rozwodzę się nad językiem, bo tym razem zupełnie nie o to chodzi: to coś w rodzaju poradnika. Zawiera wiele cennych myśli oraz świadectw tych, których
życie się zmieniło. Może znajdziesz w niej akurat odpowiedź na
swoje pytanie? Skoro ciągle nam mało, ciągle szukamy, gonimy,
udowadniamy, może warto spróbować innej ścieżki?
Polecam każdej kobiecie –
niekoniecznie wierzącej i niekoniecznie zagubionej. Książeczka
jest cieniutka i nie zajmie nam wiele czasu, a warto dać jej szansę.
Na koniec jeszcze cytaty:
Jednym z naszych najpoważniejszych
problemów jest to, że marzymy, zamiast żyć. Zamiast przylgnąć
do rzeczywistości, przyjąć ją z otwartymi rękoma, postawić nogi
na ziemi, by się wybić ku niebu, żyjemy w świecie naszych idei,
naszych utopii, i czas nam upływa od złudzenia do złudzenia,
jednocześnie kompletnie nie rozumiemy tego, co nam się przytrafia.
Tego, kto powie miłości "tak",
a nie przygotuje się na cierpienie, na śmierć, kto nie mówi
sobie, że rozpoczyna wspinaczkę cudowną, lecz niebezpieczną i że
w drodze będzie musiał wyzbyć się wielu rzeczy, jeśli chce
dotrzeć do szczytu, czeka rozczarowanie.
Chcemy kochać, ale nie chcemy
cierpieć.
Chcemy miłości, ale nie chcemy
Krzyża.
Jednak nie ma miłości, jeśli
nie ma Krzyża.
W obecnych czasach nie ma słowa,
które dla naszej wrażliwości brzmiałoby bardziej obco niż słowo:
"poświęcenie". Jeśli na nieszczęście je wypowiecie,
podejrzewa się was o mistyczne delirium i radzi wizytę u
psychiatry. (...) Nie wypada mówić językiem wiary, zaraz się was
traktuje jak kogoś nawiedzonego.
Zamiast uznać fakt, że
cierpienie jest wpisane w kondycję ludzką, a szczególnie w
kondycję kobiety, próbujemy go uniknąć, gdyż na myśl o nim
wewnętrznie aż się jeżymy (...). Prawdą jest, że kondyja
kobiety nie jest wygodna, czy to w odniesieniu do ciała, rodziny czy
do społeczeństwa. Jednocześnie posiada ona zdumiewającą zdolność
cierpienia. To też stanowi jej siłę.
Ale dla nas cierpienie nie jest
żadną wartością. Chcemy żyć przyjemnie i wygodnie.
Jeszcze raz polecam książkę –
choćby dla spojrzenia z innej strony na to, kim jesteśmy i kim
możemy być.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu W drodze.
Poszukiwanie wartości kobiety w tym, że jest matką, żoną i córką ?! Niech tylko tę recenzję przeczyta, któraś z feministek ... :-)
OdpowiedzUsuńNa razie jak widać jeszcze mnie nikt nie zagryzł ;)
UsuńJa te wartości cenię, więc książkę uważam za ciekawą i ważną. Ciekawe rzeczy polecasz;)
OdpowiedzUsuńPrzekonuje mnie to, co przeczytałam, argumenty do mnie trafiają, więc z wielką chęcią poznam całą książkę. To może być naprawdę pouczająca lekcja:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
interesująca książka
OdpowiedzUsuńwarto wg mnie przeczytać
pozdrawiam
sama nie wiem ... z jednej strony Twoja recenzja zacheca, pierwsze dwa cytaty tez wydaja sie byc bardzo sensowne ale pozniej pojawia sie "Zamiast uznać fakt, że cierpienie jest wpisane w kondycję ludzką, a szczególnie w kondycję kobiety,..." i tu mowie juz stanowcze nie. chyba jednak tym razem odpuszcze...
OdpowiedzUsuńWiele jest takich miejsc, kiedy chce się powiedzieć stanowcze nie, ale mimo to uważam, że książkę warto przeczytać. Albo chociaż spróbować ;)
UsuńChętnie przeczytam tę książkę. Myślę, że warto. Zwłaszcza po takiej recenzji.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie Twoja recenzja. Zazwyczaj nie czytam książek o takiej tematyce, ale chętnie poznałabym więcej przemyśleń Jo Croissant.
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie bym się z nią zgadzała, ale zawsze warto poznać inny punkt widzenia.
Interesuje mnie wszystko co zostało napisane o kobietach, dlatego chętnie przeczytam. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie książki! może i tę uda się niebawem przeczytać
OdpowiedzUsuńTematyka tyleż dzisiaj popularna, co i ważna. Przynajmniej tak mi się wydaje. :) Na dodatek od zeszłego roku, kiedy to zgłębiłam po raz pierwszy podobną tematykę pisząc pracę na Olimpiadę Literatury i Języka Polskiego z upodobaniem i pasją pochłaniam wszelkie książki traktujące o feminizmie, emancypacji i wszystkim co można z tym powiązać. Z wielką chęcią przeczytam tę pozycję. Bardzo jestem jej ciekawa. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCo z kobietami, które nie są matkami, żonami, ani w pełni córkami. Ojciec je zostawił w młodości, a potem nie z własnego wyboru i nie z własnej woli zostały samotne. Czy dla nich tez jest ta książka, czy może to kolejna pozycja, która postara im się udowodnić, że nic nie są warte?
OdpowiedzUsuńDla takich kobiet jak najbardziej też. Co prawda książka nie wyczerpuje tematu, ale z pewnością nie sugeruje, że jedyną słuszną drogą jest wyjście za mąż. A ojcowie, wiadomo - są różni i trudno żeby skreślać kogoś ze względu na jego rodziców.
Usuń