Zusak mniej znany


Marcus Zusak, Moje tak zwane życie
Wydawnictwo Amber

Wszyscy chyba znamy, przynajmniej ze słyszenia, autora Złodziejki książek i Posłańca. Młody australijski pisarz debiutował jednak znacznie wcześniej, bo już w 1999 roku, nazwijmy to szumnie – trylogią. Pierwsza (tu znów szumna nazwa) powieść nosi tytuł Moje tak zwane życie i z założenia jest przeznaczona dla młodzieży.

Tak się śmieję z tej „powieści” i „trylogii”, bo w sumie są to trzy książeczki po mniej więcej 100 stron każda (trochę ponad sto, ale co piąta zaczyna się lub kończy w połowie...). Lektura zatem na jeden wieczór (to nic, że mi zajęła trzy dni).

Bohaterem pierwszej z nich jest Cameron Wolfe, piętnastolatek przeciętny w każdym calu. Ma zwyczajną rodzinę: ani dysfunkcyjną, ani idealną; wylatuje ze zwyczajnej pracy: nie żaden tam McDonald's, marne rozwożenie gazet; zakochuje się w zwyczajnej dziewczynie: ani olśniewająco pięknej, ani specjalnie brzydkiej. Towarzyszymy mu przez kilka tygodni, podczas których mamy okazję obserwować jego zmaganie się z rzeczywistością. Taki wycinek normalnego życia.


To, co uwielbiam u Zusaka, to jego styl: o zwykłych rzeczach pisze prosto i prawdziwie, bez banału, bez sztuczności. Na stu stronach otrzymujemy bardzo przekonujący portret chłopaka, którego uwiera przeciętność, który czuje się nieudacznikiem, bo „nie ma kumpli. Ani dziewczyny. Ani forsy”. A jednak czytelnik może dostrzec coś innego niż bohater patrzący w lustro. Nie ma kumpli – ale ma brata, z którym spędza mnóstwo czasu, z którym kradnie znaki, leje się i rozmawia (po męsku oczywiście). Nie ma dziewczyny – co w wieku piętnastu lat boli bardziej, niż jak człowiek ma dwadzieścia. A przecież wszystko jeszcze przed nim. Nie ma forsy – bo wszystko oddał byłemu przyjacielowi, gdy ten był w potrzebie. Nic mu nie wychodzi – ale potajemne odnoszenie znaku drogowego na miejsce w środku nocy chyba można zaliczyć do ciekawych doświadczeń, kiedy już nabierze się do niego dystansu i przestanie postrzegać jako porażkę. W rzeczywistości taki obraz samego siebie dyktuje Cameronowi jego nastoletni umysł. To on każe dzielić świat na frajerów bez dziewczyn i forsy i tych, którzy są „kimś”. Tymczasem bohater jest interesującym, skromnym, lojalnym chłopakiem z bujną wyobraźnią. Chłopakiem, który mimo niskiego mniemania o sobie potrafi wziąć życie w swoje ręce i buntuje się przeciw roli ofermy. Który nie chce uciekać od rzeczywistości, wybiera to, co prawdziwe, choć niedoskonałe.

W przeżywaniu świata przez Camerona jest trochę przesady, ale tylko tyle, ile przysługuje mu z racji wieku: Zusak nie dodaje tu nic od siebie. Tekst jest świetnie wyważony. Nie ma moralizowania, a jednak jest sporo mądrości. Rzeczywistość przeplatają sny chłopaka: inspirowane rzeczywistością, stanowiące dla niej kontrast, uzupełnienie, interpretację.

Książka jest o zwyczajnym życiu. O tym, że często nosimy w sobie skrzywiony obraz samych siebie. O zmianach, które zachodzą nie wiadomo jak i nie wiadomo kiedy. O tym, że przeciętne życie to dobre życie, jeśli się je bierze we własne ręce. O lojalności, prawdziwych relacjach, o tym, że nie zawsze wszystko musi się udawać, bo nie chodzi o to, żeby się koniecznie udało, ale żebyśmy próbowali. I pewnie jeszcze sporo można z tej niepozornej książeczki wyciągnąć.

Czy rzeczywiście dla nastolatków? Pewnie tak, ale równie dobrze i dla dorosłych. A już obowiązkowo dla tych, którzy mają nastoletnie dzieci.
Polecam każdemu. Lekka, przyjemna i bardzo fajnie napisana książka ze szczyptą refleksji.

Moja ocena: 7/10.

P. S. Okładka jest moim zdaniem straszna i nigdy bym na nią nie zwróciła uwagi. Kojarzy mi się z opracowaniami lektur. Oryginalna jest identyczna, tylko w stonowanych barwach (tzn. głównie czarna). Nie wiem, czemu wydawnictwo to zrobiło...

14 komentarzy:

  1. UWIELBIAM ZUSAKA!!!! Zachwycił mnie zupełnie i rozłożył na łopatki. Wiele osób się czepia, że ma zbyt prosty styl, ale wszyscy zapominają, że to w prostocie tkwi siła i moc, niczym nie ograniczona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też go uwielbiam :) Za sposób pisania właśnie i za pomysły - ciężko obecnie o naprawdę oryginalne książki, a nie można tego odmówić "Posłańcowi" i "Złodziejce książek".
      To wielka sztuka pisać naprawdę prosto, a jednocześnie tak prawdziwie. W tej książeczce każde zdanie brzmi jak szczera myśl piętnastolatka.

      Usuń
  2. Czytałam wspomniane przez Ciebie powieści - "Złodziejkę książek" i "Posłańca". Podobały mi się, ale nie aż tak, żebym chciała sięgnąć po kolejne książki autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książeczka to coś zupełnie innego :) Chociaż daje się wyczuć ten sam oszczędny styl.
      A powieści podobały mi się ogromnie, chociaż to oczywiście kwestia gustu.

      Usuń
  3. Ja niestety jeszcze zapoznałam się z twórczością Zusaka, ale mam ogromną chrapkę na "Złodziejkę książek". Jeśli mi się spodoba to i po tą pozycję zapewne sięgnę. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Póki co sadzę się na "Złodziejkę książek", a potem zobaczymy, co dalej:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ja mogę napisać... uwielbiam Zusaka, jego powieści mnie oczarowały, bardzo chętnie "zanurzyłabym" się i w tej książce.
    Okładka bardzo mi się podoba, zresztą ja niesamowicie lubię żywe kolorki :).

    OdpowiedzUsuń
  6. W Zusaku zakochałam się po przeczytaniu "Złodziejki książek", którą darzę ogromnym sentymentem i uznaniem. Stwierdziłam, że wypada poznać jakieś inne jego dzieło i padło właśnie na tą książkę, jednak zawiodłam się straszliwie. Nie wiem czemu, ale wszystko mnie w niej denerwowało i uznaję ją za niewypał w porównaniu do takiego kultowego dzieła jak "Złodziejka".

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam do czynienia z twórczością tego autora, jednak słyszałam wiele pozytywnych opinii na temat "Złodziejki książek". Muszę rozejrzeć się za tym tytułem i sama się przekonać, co ten autor takiego w sobie ma, że rozkochuje w sobie czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany, jakie ja mam zaległości! :) Już od jakiegoś czasu marzy mi się wspomniana przez ciebie "Złodziejka książek", ale widzę, że ten autor ma również na swoim koncie inne książki, które zasługują na uwagę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam tę książkę, czytałam też "Walczącego Rubena Wolfe'a" i obie podobały mi się, ale szału nie było (jak w przypadku "Złodziejki książek"). Ale jak na debiut pisarski byłam pod wrażeniem. Nie wiedziałam, że jest też trzecia część... Muszę ją poszukać, żeby poznać dalsze losy braci Wilków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No oczywiście, to jednak nie to samo co "Złodziejka książek" :) Druga część zresztą mniej mi się już podobała. A do trzeciej w końcu nie dotarłam...

      Usuń
    2. Bo nie została wydana po polsku. Jest tylko australijska i angielska wersja.

      Usuń
    3. To wyjaśnia, czemu nigdzie jej nie widziałam :)

      Usuń