Kocham jeść, kocham gotować,
uwielbiam eksperymenty i bardzo bym chciała robić takie piękne
zdjęcia, jakie można oglądać na niektórych blogach kulinarnych.
Dla siebie. Chociaż czasem zarzucam Was moim jedzeniem na fb (a może
chcecie na blogu kącik żarłoka?) :) A jak chcę się czegoś
nauczyć, to oczywiście sięgam po... książkę.
Matt Armendariz prowadzi blog kulinarny
pod adresem www.mattbites.com (ślinię się nawet na widok zdjęć ciast z
bezą, której nie cierpię – są takie piękne!), a w książce
Fotografia kulinarna dla blogerów w przystępny sposób dzieli się
swoją wiedzą i przede wszystkim – doświadczeniem. Co prawda jego
stwierdzenie, że kulinaria to coś, w czym wszyscy jesteśmy
ekspertami, jest trochę przesadzone, ale na pewno nie można mu
zarzucić, że nie umie robić ładnych zdjęć.
Jak sugeruje tytuł, poradnik
Armendariza nie jest skierowany do profesjonalnych fotografów; można
się spodziewać przystępnego języka i ograniczonej ilości
informacji. Wszystko się zgadza! Prawie 200 stron, ale –
oczywiście – mnóstwo fotografii, przejrzysty układ. Wiadomości
w sam raz tyle, ile trzeba początkującemu fotografowi amatorowi.
Dobrze zilustrowane, naprawdę prosto (czasem aż śmiesznie)
wytłumaczone.
Fotografia kulinarna została
podzielona na cztery części, w tym jedną zawierającą elementarne
wiadomości (o aparatach, obiektywach, podstawowych ustawieniach),
pozostałe dotyczą już stricte jedzenia. Autor mówi o komponowaniu
zdjęć, perspektywie, wykorzystywaniu rekwizytów, tworzeniu
ogólnego wrażenia, odpowiednim oświetleniu i wielu innych
sprawach; jest nawet trochę o tym, jak radzić sobie w restauracji. Przytacza liczne
przykłady i na konkretach pokazuje różnice, na które zwykli
śmiertelnicy raczej nie zwracają uwagi. Czasem zdjęcia przeznaczone do porównania zostały rozłożone na zbyt wiele stron, co utrudnia wychwycenie drobnych różnic, ale to w zasadzie jedyny zarzut wobec całej publikacji.
Zawartość damskiej torebki? Nie, przydasie do stylizacji potraw :) |
Zazdroszczę kolekcji przepięknych naczyń! |
Książka zachęca do
eksperymentowania, zaprasza do zabawy. Pozbawiła mnie złudzeń
(niestety bez dobrego światła naprawdę ciężko zrobić ładne
zdjęcie :P), ale pokazała też, że fotografowanie jedzenia może
być prostsze, niż się wydaje – wystarczy poznać podstawy i
nabrać praktyki. Nihil novi. Poza tym kilka fotografii mi się nie spodobało - i o tym też autor wspomina: że czasem rzeczy wyglądają tak jak wyglądają i trzeba się zgodzić na "wystarczająco dobre ujęcie".
Przeczytałam tę książkę z ogromnym
zainteresowaniem – im dalej, tym ciekawiej, bo coraz więcej
praktyki – i teraz pełna zapału pstrykam foty, jak tylko mam coś
pysznego :D W niedzielę w okolicach dwudziestego ujęcia fitiramisu
(autorskiego odchudzonego tiramisu) mąż się zatroszczył: „Żebyś
tylko nie padła z głodu zanim skończysz“. I tak wszystkie wyszły
brzydkie ;) Ale to dopiero początek!
We wstępie Armendariz pisze, że fotografie są sposobem na
podzielenie się z całym światem sercem i duszą naszej kuchni. Uczę się, jak to serce i duszę zatrzymać.
Możecie zgadywać, które zdjęcia moje, a które z książki :D
Matt Armendariz, Fotografia kulinarna
dla blogerów
Wydawnictwo Helion
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Za egzemplarz poradnika i początek nowej przygody dziękuję wydawnictwu Helion.
widziałam ją już jakiś czas temu, ale się nie skusiłam, jednak przekonałaś mnie !
OdpowiedzUsuńTy już robisz ładne zdjęcia :)
Usuń