Olga
Tokarczuk, Ostatnie historie
Wydawnictwo
Literackie
Bardzo
lubię twórczość Olgi Tokarczuk, do tej pory każda jej książka
pozytywnie mnie zaskakiwała i okazywała się wyjątkowa. Udało mi się nawet niedawno uczestniczyć w większości spotkania
z pisarką w mojej bibliotece. Z Ostatnimi historiami mam jednak
problem.
To
historie trzech kobiet z trzech pokoleń: babki, matki i córki, choć
o tym, że są spokrewnione, świadczą jedynie bardzo drobne
szczegóły przytaczane w kolejnych opowieściach. Poza tym nie
mają ze sobą nic wspólnego i w zasadzie te trzy opowiadania
mogłyby funkcjonować zupełnie oddzielnie. Motywem powracającym
jest śmierć, choć za każdym razem jest ona całkiem inna: w
pierwszej historii umiera pies, w drugim – mąż głównej
bohaterki, w trzecim – przypadkowo poznany iluzjonista mieszkający
akurat w tym samym hotelu. Inne są też reakcje trzech kobiet na te doświadczenia.
Jedną
z moich pierwszych myśli było: jak na Tokarczuk to bardzo normalna
książka. Są zwyczajne, rzeczywiste bohaterki, jest fabuła osadzona
we współczesnych nam czasach, i choć narracja jest nielinearna –
raz znajdujemy się w teraźniejszości, za chwilę przenosimy się w
przeszłość, by po kilku akapitach znów wrócić do porzuconego dzisiaj –
to łatwo się w tym wszystkim odnaleźć. Język też jest
zwyczajny, zwłaszcza w porównaniu z chaotyczną narracją Anny In
czy senno-poetyckim stylem Domu dziennego domu nocnego.
Najbardziej
podobało mi się środkowe opowiadanie: historia starej kobiety,
która dawno temu wyszła za mąż bez miłości za znacznie
starszego od siebie mężczyznę. A teraz została sama i mówi: Nie
potrzebuję już reszty mojego życia. Oddałabym ją za jeden miękki
ruch twojej ręki, która chciałaby mnie przygarnąć. Ale nikt nie
chce ze mną pohandlować. Wszystkie jej wspomnienia, przywoływane
obrazy, to, jak po latach patrzy na mężczyznę, z którym spędziła
całe życie – tę część książki z pewnością zapamiętam.
Na
czym polega mój problem? Mamy trzy historie, które dobrze się
czyta i które z pewnością można uznać za dobrze napisane.
Tylko... nie potrafię powiedzieć, co z nich wynika. Nie poruszyła
mnie ta książka jako całość, nie wzbudziła we mnie żadnych
refleksji ani emocji. Zamysł autorki pozostał dla mnie niejasny,
nie wiem, co było głównym przedmiotem jej zainteresowania: czy
chodziło o obcość tych trzech postaci, czy o samo doświadczanie
wciąż obecnej śmierci, czy może jeszcze o coś innego; wiem, że
po zamknięciu książki nie miałam poczucia, że przeczytałam coś
ważnego, że czegoś się dowiedziałam o świecie czy człowieku,
że cokolwiek się we mnie zmieniło.
Nie
przekreślam tej książki i nie twierdzę, że jest zła – może
jej po prostu nie zrozumiałam. Ale dla mnie nic specjalnego, czegoś
zdecydowanie zabrakło. A może ktoś czytał i mnie oświeci?
Moja
ocena: 5/10.
O, ciekawe spostrzeżenia! Lubię i wręcz wymagam od książki, żeby myśl przewodnia była wyraźna i dawała do myślenia... Za prozę Tokarczuk jakoś zabrać się nie mogę (za wyjątkiem "Prowadź swój pług przez kości umarłych"), ale póki co najbardziej mnie kusi właśnie wspomniana przez Ciebie Anna In :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Myślę że "Anna In" by Ci się spodobała. W sumie każda książka Tokarczuk jest inna i ciężko ocenić, która najlepsza na pierwszy raz. Ja zaczęłam od "Domu dziennego domu nocnego".
UsuńDla mnie to książka o pamięci. O przeszłości, która nie jest czymś stałym i historycznym, ale jest prywatnym pamiętaniem, wspomnieniem zawartym w ciele, przedmiotach i miejscach. I rzecz jasna o śmierci, ale nie ostateczności, po prostu o kolejnym elementu cyklu.
OdpowiedzUsuńJest to jakiś pomysł, ale też mnie nie do końca przekonuje :) A może to nie był po prostu odpowiedni dla mnie czas na tę książkę...
UsuńA ja nie znam jeszcze Tokarczuk, ale też nie uważam, że każda pozycja książkowa koniecznie musi dawać konkretny przekaz, ale po przeczytaniu Twego postu zgodziłaby się z @Falką, że to książka o pamięci i myślę, że spodobała by mi się.Poszukam w bibliotece.)
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja uważam, że każda książka powinna być o czymś, a tu mi czegoś zabrakło. Ale samą Tokarczuk jak najbardziej polecam, według mnie pisarka zdecydowanie godna uwagi :)
UsuńDawno temu ją czytałam i nie potrafię teraz odpowiedzieć na Twoje wątpliwości. Pamiętam jednak, że miałam wrażenie, że czytam coś bardzo ważnego, coś, co mnie przeszyło na wskroś i wzbogaciło. Wypisałam z niej masę cytatów. Ale czy doszłam do jakichś mądrych wniosków, które uchwyciłyby to wszystko w całość - już teraz nie wiem. Ech, niewdzięczna pamięci... (a może wtedy byłam za głupia na jakiekolwiek mądre myśli :) )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
I to jest właśnie cudowne w prowadzeniu bloga - myśli wreszcie przestają uciekać! Szkoda, że nie możesz powiedzieć czegoś więcej, bo jestem szczerze ciekawa, czego nie dostrzegłam w tej książce. Może teraz ja jestem za głupia na jakiekolwiek mądre myśli ;)
UsuńNo właśnie... Ocalamy od zapomnienia samych siebie :)
UsuńJa to miałem problem z jej "Biegunami" :-) za to "Prawiek" - świetny.
OdpowiedzUsuńPamiętam Twoją recenzję "Biegunów" :) Ja cały czas się do nich przymierzam.
UsuńWiesz też lubię jej utwory , ale tego jeszcze nie czytałam choć mam ochotę . Tylko trudno go dostać a wymian nie lubię a i tak pewnie nie miałabym z kim się wymienić. Jednak Twoja recenzja mnie zastanowiła ciekawe jak ja odbiorę tę książkę.
OdpowiedzUsuńJa miałam od rodziców pożyczoną :)
UsuńNie czytalam jeszcze tej Tokarczuk, a az jestem ciekawa, czy bede miala podobne wrazenia... :-).
OdpowiedzUsuńNie odradzam, ale i specjalnie nie namawiam :)
Usuń