Maria
Rodziewiczówna, Macierz
Wydawnictwo
Literackie
Macierz
po raz pierwszy ukazała się 110 lat temu, w 1903 roku. Maria
Rodziewiczówna pisała już od dwudziestu lat, i choć ta powieść
nie należy do jej najbardziej znanych dzieł, jest moim zdaniem
godna przypomnienia. Strasznie nie lubię współczesnych romansów i
obrazu miłości, jaki się obecnie kreuje: ta książka była
cudowną odskocznią od wszystkiego, co dziś serwują nam media i literatura popularna.
Główną
bohaterką jest młoda dziewczyna, Magda, zwana pogardliwie
Pokotynką. Któregoś dnia leśniczy Szczepański znajduje ją
nieprzytomną przy drodze i przygarnia: od tej pory kobieta żyje u
niego i służy mu najlepiej, jak potrafi. To krótkie
chwile szczęścia, które wkrótce pójdą w zapomnienie – Magda
będzie musiała ruszyć w świat i szukać innego miejsca dla siebie
i dziecka, które niedługo się narodzi. Jednak ani na chwilę się nie ugnie, nie podda ani nie będzie się nad sobą użalała;
wręcz przeciwnie, zmobilizuje wszystkie siły, a jednocześnie
pozostanie wierna swojej miłości – choć w ciszy i bez domagania
się czegokolwiek dla siebie.
Z
jednej strony Rodziewiczówna opisuje sytuację, która sto lat temu
mogła szokować: młoda dziewczyna decyduje się żyć na własny
rachunek i sama wychowywać dziecko, nie chce niczyjej łaski ni
pomocy, jest dumna, odważna, samodzielna. Z drugiej – wpisuje w tę
opowieść cały szereg wartości powoli odchodzących w zapomnienie:
Magda jest wierna, lojalna, usłużna, jeśli kocha – to wiernie i
szczerze, jeśli pracuje – to z całych sił, jeśli żyje u kogoś
– robi wszystko, by nie być ani trochę ciężarem. To wspaniała
postać: silna i dzielna, zawsze pozytywnie nastawiona do tego, co
przynosi jej los. Zawsze wzruszająca ramionami: „Co mam nie dać
rady?“. Tylko pod koniec mnie denerwowała, gdy za nic w świecie
nie chciała zdradzić Szczepańskiemu, kto jest ojcem dziecka –
„żeby nie czuł się uwiązany“.
Wydawałoby
się, że głównym tematem powieści jest macierzyństwo; ono nadaje
sens życiu Magdy i jest naprawdę pięknie przedstawione: bez
sentymentalizmu, prosto i naturalnie. Ale nie mniej ważny jest tu
„wątek romantyczny“ – jakże inny od współczesnych! Bardzo
mi się podobała relacja Wiktora Szczepańskiego i Magdy. Nie ma
żadnych ochów i achów, nie ma tandetnych dialogów i sztucznych
scen; jest proste wspólne życie, surowa dobroć i towarzyszenie
sobie w niedoli, jest zgodne milczenie i dbanie przede wszystkim o
drugiego. Zamiast romantycznych uniesień – szczerość i
zwyczajność, poczucie przynależności i własny kąt. I to jest
obraz, który mnie niezmiennie urzeka.
Język
Rodziewiczówny jest siłą rzeczy nieco przestarzały, ale nie
stanowi bariery uniemożliwiającej czerpanie radości z lektury; ja
zresztą lubię czytać książki napisane dawną polszczyzną. Akcja
toczy się wartko (zwłaszcza jak na ubiegłowieczne powieści), a
postaci są ciekawe. Bardzo mnie wciągnęły losy Magdy, polubiłam
ją ogromnie, z zaciekawieniem czytałam, jak powoli się urządza w
nowym miejscu. Podobała mi się jej relacja z ojcem (bardzo trudna –
dziewczyna uciekła z domu i zhańbiła bardzo liczącą się we wsi
rodzinę, niełatwo było nawiązać nić porozumienia). Podobało mi
się zakończenie (choć tu już odrobinę przesłodzone – ale ja
strasznie wrażliwa jestem w takich kwestiach). Podobała mi się
powieść!
Moja
ocena: 7+/10.
Tak, tak, no nie ma to jak normalny opis scen kochających się ludzi, bez melodramatu a'la telenowela :) Nic mnie tak nie zachęca do lektury :)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza że coraz trudniej na taką trafić...
UsuńByłam fanką Marii Rodziewiczówny w młodości pewno między innymi dla tego, że tak pięknie pisała o miłości.Czytałam trochę jej książek i dużo ich mam, może jednak do niej wrócę.)
OdpowiedzUsuńJa wcześniej czytałam tylko "Między ustami a brzegiem pucharu" :)
Usuńchm nie znałam...alechyba mnie przekonałaś do sięgnięcia po tę pozycję!
OdpowiedzUsuńTo chyba się cieszę :)
UsuńA wiesz, że ja to wieki temu czytałam! I to w tym samym wydaniu, bo poznałam po okładce:). Teraz juz chyba nie mam tej książki w rodzinnej biblioteczce, ale przez moje zamglone wspomnienia przebija się świadomość, że ta książka też mi się podobała :) Warto wracać do tych starych książek, chociaż Rodziewiczówna chyba jest aktualnie wznawiana, bo rzuciły mi się w oczy jej ksiązki podczas ostatniej wizyty w księgarni.
OdpowiedzUsuńTak, Rodziewiczówny teraz wszędzie pełno. A ja ze zdziwieniem znalazłam tę książkę na półce już po tym, jak ją przeczytałam :)
Usuń