Bogdan
Bartnikowski, Dzieciństwo w pasiakach
Wydawnictwo
Nasza Księgarnia
To
nie jest kolejna książka o Oświęcimiu. To znaczy jest – ale
zupełnie inna. Od pierwszej do ostatniej strony bowiem bohaterami
krótkich scenek z obozowego życia są dzieci: kilku- lub
kilkunastoletnie dzieci oddzielone od rodziców i pozostawione samym
sobie. Zupełnie nie tak, jak w filmie Życie jest piękne, gdzie
ciężko, strasznie, nieludzko – ale jednak ojciec mógł się
opiekować synkiem i jakoś go przez to piekło przeprowadzić. Nie.
Tutaj, jeśli sześciolatek sam sobie nie „zorganizuje“
dodatkowego chleba, będzie głodował. Jeśli ośmiolatek sam się
nie zatroszczy, by z własnych porcji odłożyć tyle, by starczyło
na buty – będzie chodził boso po śniegu. Jeśli dwulatkiem nie
zaopiekuje się brat lub jakiś inny chłopiec – po prostu nie
przeżyje.
Z
jednej strony obóz dzieci wydaje się odrobinę bardziej ludzki,
choć wynika to raczej z ujęcia tematu niż z realiów: oczywiście
jest głód, ciasnota, zimno, pluskwy, bicie – ale te obrazy nie
wysuwają się na pierwszy plan. Pojawiają się dodatkowe garnki
zupy, o pracy autor nie opowiada zbyt wiele, a znęcający się nad
więźniami blokowi prędzej czy później płacą za nadużywanie
władzy. Jest za to coś, czego brakuje w dorosłych relacjach: duże
poczucie wspólnoty, więcej współczucia, sympatii. Mali więźniowie
mają może mniejszy instynkt przetrwania, ale potrafią za to
podzielić się zupą, zaopiekować się – mimo strachu – cudzą
siostrzyczką, i nie są to wyjątki. Są solidarni i na podstawie tego wycinka wojennej
rzeczywistości ciężko powiedzieć, że „człowiek człowiekowi
wilkiem“. Dzieci są jeszcze dobre...
Pojawia
się za to coś innego: przejmująca samotność, ból maluchów
pozostawionych na pastwę losu, tęsknota za matką, koszmarna
świadomość ośmiolatka, że musi już być dorosły i jeszcze
opiekować się bratem. By zobaczyć się na chwilę z matką –
oczywiście przez druty – dzieci podejmują pracę stanowczo
przekraczającą ich siły i możliwości: bo to jedyna okazja. A
następnego dnia znowu, bo tym razem się mimo wszystko nie udało...
Pojawiają
się małe końce świata na miarę małych więźniów: kiedy
Niemiec z rozmysłem rozdeptuje żołnierzyka, ostatni, największy
skarb małego, cichego i potulnego chłopca – bo tak. Ale są też
prawdziwe tragedie, koszmarne obrazy: dwulatka spalona w ułamku
sekundy, bo ktoś akurat włączył napięcie w ogrodzeniu. Dzieci
świadome, że idą prosto na śmierć – dzieci, które o śmierci
jeszcze nic nie powinny wiedzieć, a mówią o niej spokojnie i ze
zrozumieniem. Dzieci, które jeszcze nie potrafią pojąć, co się
dzieje – tylko marzną, głodują i tęsknią za mamą.
Niektóre w
wieku mojego synka...
To musi być poruszająca książka... Kiedyś czytałam "Dymy nad Birkenau" i ta lektura została we mnie do dziś. Jej bohaterami również są dzieci. Podejrzewam, że podczas czytania miałaś problemy z opanowaniem łez i wzruszenia, wzburzenia, niedowierzania. Ale takie książki są potrzebne, są ważne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zdecydowanie nie jest to łatwa lektura, ale to, że zamkniemy oczy na jakąś część historii czy otaczającej nas rzeczywistości nie prawi, że przestanie ona istnieć - dlatego moim zdaniem warto czytać o takich sprawach. I żyć świadomie.
UsuńCzytałam tę książeczkę dobrych kilkanaście lat temu i nie znam bardziej przejmującej relacji w całej literaturze obozowej! Opis przeżyć z perspektywy dziecka nadaje tym wspomnieniom wyjątkowego tragizmu i każe całkowicie zanegować jakiekolwiek człowieczeństwo oprawców, jakąkolwiek ich moralność. Na tak niewielu przecież stronach autor pomieścił ogrom bólu i strachu. Moim zdaniem, książka ta powinna być lekturą obowiązkową dla każdego bez wyjątku.
OdpowiedzUsuńFaktycznie ciężko zapomnieć taką lekturę. Mi się w głowie w ogóle nie mieści, jak można się pastwić nad dziećmi - w jakiejkolwiek formie, w jakichkolwiek realiach... A te z książki, mimo odebranego dzieciństwa, nadal są po prostu dziećmi: chcą przede wszystkim czuć się bezpieczne i spokojne, mieć co jeść, móc się przytulić do rodziców...
UsuńCzytałam tę książkę już kilka lat temu. Zgadzam się z Jabłuszkiem, że powinna być lekturą obowiązkową dla każdego. Książkę tę uważam za jedną z najbardziej wstrząsających, wzruszających pozycji w literaturze obozowej. Pokazane są w niej różne dzieci, te, które już na nic nie reagują i te, które są aktywne, energiczne, umieją przystosować się do życia za drutami i mają siłę na to, by starać się o spotkanie z matką.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy każdy by przebrnął przez tę książkę, ale zgadzam się, że to jeden z najbardziej poruszających obrazów obozowego życia. Bo tam, gdzie człowiek pastwi się nad zupełnie niewinnymi, słabymi i bezbronnymi istotami, brakuje słów, by cokolwiek dodać. Co można zresztą powiedzieć o takich ludziach?
UsuńTaką książkę powinna poznać przede wszystkim młodsza część społeczeństwa, by mniej egoistycznymi oczami patrzyła na świat i uczyła się empatii.)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to lektura tak samo dobra w każdym wieku. W końcu to nie dzieci zorganizowały obozy...
UsuńNie mam dzieci, ale zawsze gdy czytam tego typu pozycje długo nie mogę dojść do siebie, więc podziwiam u Ciebie zdolność czytania tego typu lektur. Wiem, że ważne, wiem, trzeba pamiętać, ale po tej książce pewnie chodziłabym opuchnięta od płaczu przez tydzień. Sama Twoja recenzja wywołuje masę wzruszeń, a co już mówić sama książka.. dlatego może kiedyś.. nie - na pewno kiedyś..
OdpowiedzUsuńJa też bardzo ciężko znoszę książki o cierpiących, krzywdzonych i nieszczęśliwych dzieciach i rzadko sięgam po taką literaturę. Zwłaszcza od kiedy mam swoje. Tym razem zrobiłam wyjątek, a przy pisaniu recenzji też się poryczałam.
UsuńNie czytałem, nie słyszałem, a brzmi naprawdę interesująco. Zapamiętam i może kiedyś utrafię.
OdpowiedzUsuńJa w sumie też nie słyszałam, póki przypadkiem nie zgarnęłam książki na Fincie :)
UsuńNie wiem czy jakakolwiek książka jest w stanie wyrazić ogrom nieszczęście i okrucieństwa tamtych czasów. Wystarczająco trudna jest Twoje recenzja.. nie wiem czy chcę zajrzeć do tej książki.
OdpowiedzUsuńWierzę, że można nie mieć siły na taką lekturę.
UsuńWydarzenia tego typu z perspektywy dzieci - to mocny cios dla czytelnika. Każdy człowiek jest cenny, ale najbardziej mi żal malutkich istot, które nie potrafią zrozumieć okrucieństwa tego świata - nie wątpię, że wielu dorosłych też tego nie potrafi, ale na pewno próbuje. Smutna książka, smutna, bo bardzo prawdziwa.
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć.
UsuńPrzeczytałam już kilka tego typu książek i zawsze jestem wstrząśnięta do granic. Być może to ten nasz ludzki pierwiastek, który za wszelką cenę stara się wypierać świadomość o istnieniu tragedii. Tym bardziej kiedy krzywda dzieje się dzieciom. Ta sama historia z perspektywy dorosłego nie robi takiego wrażenia, tak jakby normalnym było, że dorośli mogą cierpieć. Dzieci natomiast i ich krzywda poruszają nas do głębi, historie takie jak ta pokazują ogrom tragedii widziany niewinnymi oczyma i odczuwany sercami, które nie rozumieją tego, co się wokół nich dzieje. Poruszające.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dla mnie to była pierwsza lektura z punktu widzenia dziecka. Faktycznie coś w tym jest - to samo nieszczęście u dziecka wzrusza nieporównanie bardziej niż wtedy, gdy spotyka dorosłego. Ale dorośli więcej rozumieją, mają jakieś mechanizmy obronne, wiarę, cokolwiek - a dzieci mają tylko rodziców, których im odebrano.
UsuńPozdrawiam również