Ludwik
Jerzy Kern (1920–2010) znany jest chyba przede wszystkim jako
autor świetnych wierszy dla dzieci. Taki zbiór też mamy. Ale nie
mniej ciekawe są jego wiersze dla dorosłych. I nie musicie lubić
poezji, żeby się dobrze bawić!
Jeśli
miałabym wybrać jedno słowo najlepiej charakteryzujące twórczość
Kerna, byłby to humor. Kern wyśmiewa, ironizuje, bawi się, wytyka
palcem i słowem, patrzy na rzeczywistość z przymrużeniem oka i
wszystko dowcipnie komentuje. Śmiech jest u niego lekiem na
wszystko: od ludzkiej głupoty, przez idiotyczne mody, aż po
niepokojące zmiany wokół nas.
O
treści obszernego zbioru wierszy niejakie pojęcie daje już
przegląd tytułów: Monolog śruby, Sitwezianka (Ballada
nieromantyczna) czy Oda do sznurowadła. Każdy znajdzie coś dla
siebie.
Dla
amatorów wakacji pod namiotem:
W
bagażniku wozić go można, jak wiedzą amatorzy,
I
gdzie się tylko chce, można go rozkładać,
A
jak się go tylko rozłoży,
To
zaraz zaczyna padać.
(…)
Przyjemna
być może nawet w namiocie pierwsza noc taka,
Tyle
że gdzieś mniej więcej nad ranem
Namiot,
jak nie przecieka,
To
podmaka.
Dla
kobiet niedoceniających heroizmu zmywających mężów:
Stoisz
przy zlewie z miną żołnierza,
Woda
ci w buty spływa z talerza...
(…)
Walczysz
pod czujnym okiem żony,
Wycierasz
z jednej
I
z drugiej strony,
Z
emocji czujesz drżenie ręc,
I
nagle drań ci robi – bęc!
Jakbyś
przez głowę dostał pałką.
Sam
Napoleon swoim marszałkom,
Chociaż
był niski
(Ale
hardy),
Nie
okazywał takiej pogardy
Jak
teraz ona,
Dumna
i świeża,
Widząc
się nad tym trupem talerza.
I
nieprawdopodobnie aktualna (wiersz sprzed 1982 roku!) refleksja na
temat edukacji:
Bezbolesna
przyszłość
Żeby
młodym nie dobierać się do skór,
Propozycja
jest,
By
w kraju znieść matury.
Ta
matura nerwy tylko niszczy młodym,
Z
nerwów zaś dygotki – jak wiadomo – są
I
wrzody.
Jak
matura zniknie, zniknie nerwów tych przyczyna,
Choć
niektórzy mówią, że to wszystko raczej z papierochów
Albo
z jabcanego wina.
Potem,
Kiedy
matur już nie będzie,
Pomyśli
się o tym,
Żeby
bardziej nowocześnie serwować przedmioty.
Zamiast
nocą nad książkami pochylać swe czółka,
Młodzi
będą dany przedmiot
Przyjmować
w pigułkach.
Można
by zastrzyki także zaprząc do tej roli,
Zastrzyk
jednak ma tę wadę, że troszeczkę boli.
A
pigułki można łykać bez trudu
Jak
kluski:
Ta
pigułka na algebrę,
A
ta na francuski.
Na
fizykę,
Które
nie jest łatwa ani letka,
Przeznaczona
będzie całkiem osobna tabletka.
Tym
zaś, którzy będą słabsi
Lub
zajęci sportem,
Więcej
piguł się zapisze,
No
i w wersji forte!
Myli
się ten, kto myśli, że pan Kern nie potrafi pisać nastrojowo i
poważnie. A jakże, mamy odrobinę romantyzmu:
Jest
cicha wieczorowa pora.
Siedzimy
całą rodziną frontem do telewizora.
(Śmierć
w kręgu rodziny)
I
jeszcze trochę więcej:
Poznałem
Cię na działce.
Miałaś
suknię w ciapki.
Z
daleka zawołałaś:
-
Panie, ma pan grabki?
Myślę
sobie, wypada być grzecznym dla dam:
-
Pani pyta o grabki?
Czy
mam?
Owszem,
mam.
A
nawet gdybym nie miał, to dla ślicznej pani
Gotów
jestem zagrabić, co trzeba, rękami.
Można
sobie czasem pomyśleć – ot, takie tam rymowanki. Ale za tym
wszystkim stoi głęboka niezgoda na zastaną rzeczywistość. Tylko
wyrażona w przystępny sposób. Zachęcam, odkryjcie w tym tomie coś
dla siebie :)
A
ten wiersz dedykuję mojemu Tacie:
Odgłosy
wiosny
Johann
Strauss,
Król
wiedeńskiego walca,
W
naszych czasach
Z
okazji wiosny
Napisałby
pewnie jakiegoś okropnego współczesnego zakalca.
Wiadomo
wszak, że artysta nie tworzy w próżni i ciszy.
Ale
przetwarz to wszystko,
Co
widzi dookoła
I
słyszy.
Więc
co by usłyszał na wstępie tej wiosny czcigodny Jan?
Ano
wpierw motocykle,
Co
wyszły z rozmaitych jam.
Mniej
zgrzytu i chrzęstu robił, gdy przez Afrykę szedł Scypio,
Niż
te motory – biedactwa,
Co
chrypią po zimie i zgrzypią.
(…)
Ciepło,
Słońce
coraz to szerszą źrenicą w nas spoziera,
A
więc i okna w mieszkaniach coraz się częściej otwiera.
Właśnie
otwarły w sąsiedztwie okienko dwie panienki,
A
tam w pokoju ich drze się Rasputin polskiej piosenki.
Do
tego rytm dochodzi rytmicznie uderzany,
To
wiosnenne trzepaczki maltretują dywany.
Cóż
więc nam pozostaje, biednym, do uczynienia?
Iść
w pole, mój sokole,
I
tam nadejście wiosny uczcić minutą milczenia.
I te kilka wierszy to już powód, by się zapoznać z Kernem-poetą :) A jeszcze chętniej sięgnęłabym po "Ferdynanda"...
OdpowiedzUsuń"Ferdynanda" pamiętam bardzo dobrze, możliwe nawet, że rodzice mają jeszcze gdzieś nasz egzemplarz. Właśnie się przeprowadzają, więc może się znajdzie przy okazji :)
UsuńHej, ludzie!
OdpowiedzUsuńCzy ktoś zna - ma - pamięta (bo internet, ani wuj Gugiel nie znają) wiersz Pana Ludwika, zaczynający się od słów: Gdy zjawia się głowa gada a za nią kształt wężowaty, uczony księgi odkłada, kmieć z gumna bieży do chaty...? Potrzebuję, jak umrzeć, a pamiętam tylko niewielkie urywki.
Ja niestety książkę miałam z biblioteki, więc nie mogę pomóc :(
UsuńTĘ książkę też miałem. I też z biblioteki. Ale w niej tego tekstu nijak niema... :o(
Usuń