Jimmy Liao, Jak bawi się nami miłość
Oprawa twarda
Stron: 130
Oficyna Wydawnicza Mireki
Kto zagląda do mnie regularnie, ten wie, że historie miłosne i inne takie raczej mnie nie ruszają :) Nie jestem romantyczna i już. Kobietom najwidoczniej też się zdarza. Za to książki Jimmy'ego Liao bardzo mi się podobały, dlatego kiedy zobaczyłam, że poza Księżyc zapomniał i Dźwięki kolorów jest jeszcze ta, nie zraziło mnie nawet, że jest o miłości od pierwszego wejrzenia (która mnie raczej drażni niż wzrusza). Tym bardziej, że ta jest szczególna - tajwański twórca inspirował się wierszem Szymborskiej Miłość od pierwszego wejrzenia.
Myślę sobie, że jeśli w ogóle można zrobić dobrą książkę oddającą ducha jakiegokolwiek wiersza, to Jimmy Liao jest w tym przypadku właściwą osobą na właściwym miejscu. Bo jego książki właśnie takie są: poetyckie, delikatne, pełne metafor i magii słów, kolorów, obrazów. Jak bawi się nami miłość nie jest pod tym względem wyjątkiem. I choć sama historia mnie nie porwała (spotkali się pewnego popołudnia, zachwycili się, potem nie mogli się odnaleźć, ach, och, nie mogli też zapomnieć, bo przecież miłość itede, aż w końcu prezent od losu, kiedy już stracili wszelką nadzieję - tak, to on(a)!...), to nie mogę się przyczepić: została pięknie opowiedziana, bo autor świetnie operuje nie tylko kreską, ale i słowem. Jest tu stosunkowo dużo tekstu (prawie na każdej stronie), losom bohaterów towarzyszą zapiski pogodowe (28 października. Niebo pokryte chmurami; 19 listopada. Słońce rzuca na ziemię długie cienie; 23 grudnia. Zbliża się front chłodny. Temperatura spada), które odzwierciedlają ich relację. Razem - wspaniała opowieść, subtelna, cicha, ostatecznie nawet poruszająca (choć wrażliwych z pewnością poruszy bardziej ;)).
Ilustracje świetne, baaardzo charakterystyczne dla autora - kto obejrzał w całości choć jedną książkę Jimmy'ego Liao, na pewno rozpozna kolejne. Nastrojowe, delikatne, czasem realistyczne, a czasem zapraszające czytelnika do odrobiny wysiłku.
Przedstawiam Jak bawi się nami miłość we wtorek w ramach dzieciowego cyklu, ale tak naprawdę ciężko mi powiedzieć, dla jakiej grupy wiekowej jest przeznaczona. Mogą ją chyba czytać zarówno dzieci przeżywające w podstawówkach pierwsze zauroczenia, jak i dorośli, którzy wciąż wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia. Albo i tacy, którzy nie wierzą, jak ja :) Piękna książka, polecam Waszej uwadze!
Oprawa twarda
Stron: 130
Oficyna Wydawnicza Mireki
Kto zagląda do mnie regularnie, ten wie, że historie miłosne i inne takie raczej mnie nie ruszają :) Nie jestem romantyczna i już. Kobietom najwidoczniej też się zdarza. Za to książki Jimmy'ego Liao bardzo mi się podobały, dlatego kiedy zobaczyłam, że poza Księżyc zapomniał i Dźwięki kolorów jest jeszcze ta, nie zraziło mnie nawet, że jest o miłości od pierwszego wejrzenia (która mnie raczej drażni niż wzrusza). Tym bardziej, że ta jest szczególna - tajwański twórca inspirował się wierszem Szymborskiej Miłość od pierwszego wejrzenia.
Myślę sobie, że jeśli w ogóle można zrobić dobrą książkę oddającą ducha jakiegokolwiek wiersza, to Jimmy Liao jest w tym przypadku właściwą osobą na właściwym miejscu. Bo jego książki właśnie takie są: poetyckie, delikatne, pełne metafor i magii słów, kolorów, obrazów. Jak bawi się nami miłość nie jest pod tym względem wyjątkiem. I choć sama historia mnie nie porwała (spotkali się pewnego popołudnia, zachwycili się, potem nie mogli się odnaleźć, ach, och, nie mogli też zapomnieć, bo przecież miłość itede, aż w końcu prezent od losu, kiedy już stracili wszelką nadzieję - tak, to on(a)!...), to nie mogę się przyczepić: została pięknie opowiedziana, bo autor świetnie operuje nie tylko kreską, ale i słowem. Jest tu stosunkowo dużo tekstu (prawie na każdej stronie), losom bohaterów towarzyszą zapiski pogodowe (28 października. Niebo pokryte chmurami; 19 listopada. Słońce rzuca na ziemię długie cienie; 23 grudnia. Zbliża się front chłodny. Temperatura spada), które odzwierciedlają ich relację. Razem - wspaniała opowieść, subtelna, cicha, ostatecznie nawet poruszająca (choć wrażliwych z pewnością poruszy bardziej ;)).
Ilustracje świetne, baaardzo charakterystyczne dla autora - kto obejrzał w całości choć jedną książkę Jimmy'ego Liao, na pewno rozpozna kolejne. Nastrojowe, delikatne, czasem realistyczne, a czasem zapraszające czytelnika do odrobiny wysiłku.
Przedstawiam Jak bawi się nami miłość we wtorek w ramach dzieciowego cyklu, ale tak naprawdę ciężko mi powiedzieć, dla jakiej grupy wiekowej jest przeznaczona. Mogą ją chyba czytać zarówno dzieci przeżywające w podstawówkach pierwsze zauroczenia, jak i dorośli, którzy wciąż wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia. Albo i tacy, którzy nie wierzą, jak ja :) Piękna książka, polecam Waszej uwadze!
Jak ja bym ją chciała mieć! Uwielbiam Jimmy'ego Liao! Jego książki są niepowtarzalne! Szkoda, że w Polsce nie wydano wszystkich.
OdpowiedzUsuńOd razu sobie o Tobie pomyślałam, jak ją zobaczyłam :) A kupiłam w księgarni Dedalus za 12 zł :)
UsuńZa tę cenę też bym kupiła :-). Szkoda, że jeszcze dochodzi koszt przesyłki. Zastanowię się nad zakupem. Dzięki za informacje! :-)
UsuńJestem szczesliwa posiadaczka tego cuda :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam nic o autorze, ale chętnie się zapoznam po tak zachęcającej recenzji.
OdpowiedzUsuńJak nie słyszałaś, to polecam przejrzeć poprzednie wpisy:
Usuńhttp://ksiazkozaur.blogspot.com/search/label/Jimmy%20Liao
Na pewno jest to twórca absolutnie wyjątkowy.
ja również nie znam Liao, ale myślę, że dla tych ilustracji warto mu się bliżej przyjrzeć:)
OdpowiedzUsuńLiao to coś znacznie więcej niż ilustracje. Bardzo Wam polecam!
UsuńLiao ma niesamowitą wyobraźnię!Bawi się z czytelnikiem (oglądaczem!), puszcza do niego oko, a czasem wyciska łezkę. I te jego obrazy są takie śliczne - choć nie cierpię tego słowa!!!! Z chęcią zapuściłabym się w podziemia, tam, gdzie na stacjach metra ściany zdobią jego rysunki...
OdpowiedzUsuńTeż bym chętnie zobaczyła jego prace na żywo, to musi być świetne doświadczenie! No i do metra akurat moim zdaniem świetnie pasują :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń