Ken
Follett, Filary ziemi
Poza
wyjątkowo pozytywnymi opiniami przyciągnął mnie do lektury przede
wszystkim tytuł – bardzo mi się podoba :) Uwielbiam grube
powieści historyczne, więc byłam bardzo pozytywnie nastawiona;
dopiero teraz poczytałam nieco o brytyjskim autorze i dowiedziałam
się, że poza powieścią historyczną Ken Follett specjalizuje się w
thrillerach, czyli czymś, czego z zasady nie ruszam :)
Powieść
jest napisana z rozmachem, obejmuje prawie czterdzieści lat życia
dwóch (w porywach do trzech) pokoleń bohaterów w XII-wiecznej
Anglii. Na początku poznajemy Toma Budowniczego, którego rodzina od
pierwszych stron wzbudziła moją sympatię; z czasem dołączają
kolejne postaci, przedstawiciele innych stanów: lordowie, hrabiowie,
duchowieństwo. W tle wojna domowa, głód, polityczne i religijne
przepychanki, świetnie odmalowane realia średniowiecznego życia, a
na pierwszym planie codzienna walka o byt i o marzenia, o
sprawiedliwość, podniesienie klasztoru z ruiny, odzyskanie
dziedzictwa, odnalezienie korzeni, wreszcie – budowę katedry, która
z czasem ma się stać najbardziej imponującym i nowatorskim
projektem w Anglii. Jednym słowem: dzieje się.
Mam
bardzo mieszane uczucia co do bohaterów powieści. Od samego
początku zafascynowała mnie Agnes, żona Toma, postać niestety
epizodyczna, a według mnie wspaniała. Polubiłam samego Toma i jego
córkę, Martę. Ciekawa (choć niedająca się lubić) była lady
Hamleigh i takiż Walerian Bigod; podobała mi się też intrygująca
Ellen i Philip: początkowo nieprawdopodobnie wręcz naiwny, szybko
jednak dostosowujący się do bezlitosnych praw rządzących
polityką, sprytny i mądry, ale nigdy nierezygnujący z własnych
przekonań. Za to niemal fizycznie męczyło mnie czyste zło
emanujące z niektórych postaci – naprawdę ciężko mi się to
czytało i wprawiało mnie to w ogólny stan zniechęcenia i
przygnębienia.
Nie
można narzekać na brak akcji, nieustannie coś się dzieje i
faktycznie książkę czyta się zaskakująco szybko, jednak mniej
więcej w połowie zaczęła mnie drażnić sinusoida porażek i
zwycięstw odnoszonych przez Philipa, Toma, Jacka, Alienę i innych.
Przez osiemset stron Follett eksploatuje stały schemat: dwa kroki w
przód, jeden do trzech kroków w tył. Rozumiem, że bez przeszkód
do pokonania bohaterowie nie mieliby co robić i to dzięki tym trudnościom jest
interesująco, ale na dłuższą metę – po trzecim czy czwartym
rozczarowaniu postaci – takie prowadzenie akcji robi się według mnie
monotonne.
Osią
fabuły łączącą wszystkich bohaterów jest budowa katedry; trzeba
przyznać, że autor potraktował temat poważnie i starannie
przedstawił zmagania rzemieślników na placu budowy oraz porzucenie
stylu romańskiego na rzecz gotyku: nigdy wcześniej nie
uświadamiałam sobie, jak wielka była to rewolucja i jak
niesamowite wrażenie musiały robić na zwykłych śmiertelnikach lekkie,
strzeliste, sięgające nieba kościoły. Mimo to nie raz i nie dwa
liczne szczegóły architektoniczne trochę mnie nudziły
(pozdrowienia dla siostry! ;)). Co nie znaczy, że znudzą każdego.
Pomysł
świetny, powieść faktycznie wciągająca i ciekawa, choć jak
widać nie obyło się bez zrzędzenia. Na pewno nie żałuję, że
sięgnęłam po Filary ziemi, ale nie sądzę, bym wróciła do
twórczości Kena Folletta. Gdyby nie to, że naprawdę uwielbiam
powieści historyczne – najbardziej te fragmenty niesensacyjne, a
więc niekoniecznie zdrady, walki i politykę, która nie interesuje
mnie w żadnym czasie i w żadnej formie – nie wiem, czy
przeczytałabym aż 850 stron :) Ale zainteresowanym średniowieczem
jak najbardziej polecam.
Moja
ocena: 6/10.
A dla mnie Follett to przede wszystkim autor powieści sensacyjnych i osadzonych w czasach II wojny światowej, zwłaszcza że nim zawdzięcza popularność (Igła) a tu widzę przerzucił się w inne czasy i eksploatuje tematy, które już inni wcześniej podjęli i to w sposób, jak wynika z Twojej opinii, mało twórczy. A mógł się trzymać "strzelanek" i sensacji ... :-)
OdpowiedzUsuńJa sensacji nie czytałam i raczej nie będę :) Ale może to mu faktycznie idzie lepiej, bo z powieścią historyczną nie ma tragedii, ale szału też na pewno nie.
UsuńJego "Igła" to klasyka gatunku, wspominam ją bez abominacji :-) tyle, że czytałem ją lata temu i nie wiem, czy zdania bym nie zmienił :-).
UsuńCzytałam "Świat bez końca" tego autora - niestety, występują tam podobne problemy przy prowadzeniu akcji i dużo jednowymiarowych bohaterów (kiedy tylko pojawia się jakaś niebanalna postać, autor porzuca ją po kilku akapitach, by powrócić do opisów Bardzo Złego Ralpha czy Bardzo Dobrej Caris).
OdpowiedzUsuńOczywiście, znajdzie się też parę zalet i bohaterek, których losy śledzi się z zainteresowaniem (sama najbardziej polubiłam Petranillę), ale po usłyszanych wcześniej zachwytach spodziewałam się czegoś więcej.
Pozdrawiam serdecznie,
kasjeusz
No to dobrze wiedzieć, że nie tylko ja się rozczarowałam - bo miałam wrażenie, że wszyscy się zachwycają... i tylko ja jak zwykle pod prąd :p Krystalicznie czystych postaci nie było w "Filarach ziemi" zbyt dużo, ale tych Bardzo Złych co najmniej kilka.
UsuńPozdrawiam również :)
Nie czytałam, ale mój mąż czytał i był bardzo zadowolony, może kiedyś i ja się skusze choć to nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
ja z kolei uwielbiam Folleta i większośc jego ksiązek już przeczytałam :) każdy lubi co innego w końcu
OdpowiedzUsuńNo pewnie, i bardzo dobrze :)
Usuń