Ostatnio przeczytałam wspomnienia Máraiego Ziemia!
Ziemia!... – recenzji nie będzie, bo jakoś nie wiem, co mądrego o tej książce powiedzieć :) Ale nie chciałam, żeby przepadły dwa cytaty, więc zamiast recenzji będzie kilka zdań pisarza o książkach i recenzentach.
Książka
– w samej swej istocie – zmieniła się. Chorobliwie rozmnożyły
się bestsellery (a także ludzie, którzy je czytali, i pisarze,
którzy je pisali) i masowa lektura dla masowego czytelnika spadła
do roli środka – jak witaminy, radio czy samochód. Wszyscy
posiadali książki i w coraz mniejszym stopniu oczekiwali od nich
odpowiedzi: życzyli sobie informacji, rozrywki albo niespodzianki,
skandalu lub mocnego przeżycia – ale Odpowiedzi poszukiwali już
tylko nieliczni. Nie tylko dlatego, że w okresie papierowej
koniunktury żądni zysku handlarze zarzucili rynek całymi wagonami
zadrukowanego papieru. […] choć fabryki książek wypuszczały
coraz więcej tomów, choć coraz liczniejsi autorzy pisali coraz
więcej, na akord, choć kwitły nowe gatunki: pośmiertnie wydawane
zbiory listów, zalew biografii – coraz mniej osób wierzyło w
Książkę. A bez wiary nie ma literatury.
Nagle
– zupełnie jak wcześniej, w czasach strzałokrzyżowców –
każdy partacz i nicpoń uważał, że ma prawo w napisanych
niechlujnie, nieodpowiedzialnie i ze złą wolą oskarżeniach, które
nazywano „krytyką literacką“, wykluczyć z literackiej
świadomości dzieła pisarzy, poetów. A motłoch wrzeszczał na
agorze. Pojawiły się nowe autorytety, krytycy marksistowscy, którzy
[…] dowodzili, że ocena literacka dokonuje się już według
innych norm. Autora i dzieło bez zahamowań i wstydu opluwały
beztalencia, które nigdy żadnym samodzielnym utworem nie dowiodły,
że znają prawdziwy sens i zadania literatury, i ten wielki, czasami
wręcz bohaterski wysiłek, jaki jest potrzebny do stworzenia nawet
wcale nie wybitnego dzieła. Nikt ich nie pytał, jakim prawem śmieją
krytykować, nikt nie wspominał o odpowiedzialności krytyki
twórczości umysłowej. Od tej pory traktowano ją jako pracę
dorywczą, jak na przykład mycie jelit zwierzęcych, do czego
posiada prawo i nadaje się bez żadnego specjalistycznego
przygotowania każdy, kto akurat ma trochę czasu.
Zupełnie tak jakby opisywał nasz rynek książki :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, też mnie to uderzyło. A przecież pisał pół wieku temu! Dzisiaj by się zupełnie załamał i pewnie nawetnie starczyłoby mu sił na komentarz :p
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZnaczy się skoro jest tak jest źle od tylu lat to widocznie wcale nie jest tak źle :-)
UsuńProfetyczne słowa:) Doskonale przewidział mechanizmy obecnego rynku książki. Mogę sobie "ukraść" cytaty?:)
OdpowiedzUsuńBez wiary w książkę nie ma literatury - piękne. A i drugi cytat jakże aktualny, te oskarżenia, te ataki, ta ironia i poczucie wyższości - to coś co mnie mierzi nie tylko u tych profesjonalnych krytyków literackich, ale i tych domorosłych krytykantów.
OdpowiedzUsuńTo dobry rachunek sumienia dla nas, blogerów :)
UsuńMam wrażenie, że autorowi dopiekli ci samozwańczy krytycy. I to bardzo.
OdpowiedzUsuńJa również pozwolę sobie zagarnąć cytaty. Cóż mogę powiedzieć, w krytyce to my jesteśmy dobrzy, niestety jako twórcy już nie bardzo. Pozostaje uderzyć się w pierś...
OdpowiedzUsuń