Anna
Drzewiecka, Ciotki
Wydawnictwo
M
O
Annie Drzewieckiej nigdy nie słyszałam i po pobieżnym przejrzeniu
zasobów internetu niewiele się w tej kwestii zmieniło – wszędzie
widnieje po prostu jako autorka Ciotek. Nie wiem nawet, kiedy
dokładnie się urodziła, choć należy z pewnością do pokolenia
moich rodziców: pod koniec książki zdradza, że ma dwie dorosłe
córki. Można się zastanawiać, czy warto sięgać po wspomnienia
ludzi zupełnie nieznanych; moim zdaniem tak, bo autorka opisuje
świat swojego dzieciństwa, a więc świat, którego nie poznałam i
nigdy nie poznam, bo to już kawałek historii.
Najpierw
kilka słów sprostowania: o czym ta książka nie jest. Tytuł jest
trochę mylący, bo choć rzeczywiście ciotki zajmują we
wspomnieniach autorki najwięcej miejsca, wynika to zwyczajnie z
faktu, że Drzewiecka miała ich aż osiem, podczas gdy babcie każdy
ma tylko dwie – a i to w najlepszym wypadku (pomijam oczywiście
jakieś kombinacje z rozwodami). Autorce wcale nie chodziło o to, by
opowiadać tylko o nich: tematem książki są obrazki czy – jak to sama celnie nazywa – impresje dotyczące poszczególnych zdarzeń
lub osób. Każdej ciotce przysługuje osobny fragment, ale to
zaledwie osiem na osiemnaście rozdziałów, a więc nawet nie
połowa! W pozostałych autorka uwieczniła dziadka, babcię, służącą
Różę, swoje przyjaciółki, a nawet zwierzęta i miejsca zapamiętane z
wakacji oraz garść luźniejszych wspomnień.
Faktycznie
na pierwszy plan wysuwają się tutaj kobiety, jednak porównanie do
Służących (z opisu na stronie wydawnictwa) jest moim zdaniem
pomyłką. Co prawda nie czytałam książki, a jedynie oglądałam
film, ale już na tej podstawie nie mogę nie zauważyć, że mamy tu
do czynienia z zupełnie inną skalą problemu, innym portretowaniem,
innym celem opowiadania... w ogóle zupełnie innym dziełem. Czy to
„pean na cześć kobiecej siły“? Po raz kolejny: moim zdaniem
nie. Ciotki jak wszyscy inni ludzie: jedne bardziej, inne mniej godne
podziwu. W jaki sposób na przykład portret ciotki Lilki, wciąż
wikłającej się w kolejne nieszczęśliwe związki, miał wychwalać
kobiety – nie rozumiem. Autorka nie wahała się przyznać, której
z krewnych nie lubiła i która nie lubiła jej, wspomina wady członków
rodziny, nikogo nie idealizuje. A najcudowniejszą według
mnie postacią jest tutaj babunia.
Wszystko
to nie znaczy, że książka mi się nie podobała. Drzewiecka pisze
krótko i prosto; choć opowiada jako dorosła kobieta, patrzy na
przeszłość oczami małej dziewczynki. Wyczarowuje cudowny świat
dzieciństwa, który – nawet jeśli nie zawsze doskonały – ma w
sobie magię i urok. To sztuka: opowiedzieć historię swojej rodziny
tak, by nie zanudzić postronnego słuchacza; autorce się to udało.
Jej wspomnienia są pełne ciepła i pogody; nawet deszcz i chlapa są tu
czymś przyjemnym. Można przy tej książce odpocząć, można się
przyjrzeć wyrazistym postaciom (bo o ile niekoniecznie są to wzory
do naśladowania, to trzeba przyznać, że każdy bohater jest inny i każdy na swój sposób interesujący), można się
zanurzyć w atmosferze świata, którego już nie ma. No i wspaniały
portret babuni! Naprawdę mnie oczarował.
Lubię
zanurzać się w cudzych wspomnieniach. To przyjemna książka, choć
opis jest nieco mylący. Nie powala na kolana i nie sądzę, by jakoś
wyjątkowo wyryła mi się w pamięci, ale można się przy niej naprawdę
zrelaksować i nie denerwować na kretyńską fabułę czy słaby
styl. A to już dla mnie dużo.
Moja
ocena: 6/10.
Za
egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu M.
Zastanawiałam się nad tą książką, ale zrezygnowałam, może tak jak mówisz w ramach relaksu kiedyś po nią sięgnę:)
OdpowiedzUsuńW tym celu świetnie się według mnie nadaje!
UsuńJa również miałam możliwość wybrania tej książki, ale mogą uwagę przyciągnęła inna.
OdpowiedzUsuńMoją też przyciągnęły inne, ale ta poszła na pierwszy ogień :)
UsuńA ja właśnie nie przepadam za cudzymi wspomnieniami, jeśli nic nie wnoszą do mojej wiedzy o historii, o czasach, które mnie interesują, o zwyczajach społeczeństw. I oczywiście - jeśli nie są wspomnieniami kogoś, kogo cenię za jego twórczość lub działalność. Chyba sobie podaruję te "Ciotki".
OdpowiedzUsuńTo nie tak, że książka nic nie wniosła do mojego postrzegania świata - jak napisałam na samym początku, autorka opisuje świat, którego nie miałam okazji poznać, bo jest o co najmniej jedno pokolenie starsza ode mnie. Więc dla mnie to było interesujące, nawet jeśli faktów i tła historycznego było niewiele - raczej ciekawostki obyczajowe :)
UsuńMam tę książkę w domu, czeka na swoją kolej. Lubię czytać wspomnienia innych, dlatego też ją wybrałam. Zobaczymy jakie na mnie zrobi wrażenie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pozytywne :)
UsuńŚwiat kobiet, babunia, to o czym pisałem w "Trzy". Ja chętnie przeczytam, jeżeli się nadarzy ku temu sposobność.
OdpowiedzUsuńBabunia jest tylko jedną z wielu postaci, ale mnie najbardziej zapadła w pamięć :)
UsuńA więc życzę, by okazja się nadarzyła.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOpowiedzieć historię swojej rodziny tak, by nie zanudzić postronnego słuchacza". To jest bardzo trudne. Komu to się udało? Magdzie Szabo, Dehnelowi i w tej chwili nie przypominam sobie, komu jeszcze. Wiele razy sięgałam po historie rodzinne i nieraz je odkładałam po przeczytaniu kilkudziesięciu stron, bo były nudnie napisane, bo myliły mi się postacie, bo autor nie przedstawił członków swojej rodziny w sposób obiektywny...
OdpowiedzUsuń"Ciotki" będę miała na uwadze :-)
Plus w tym przypadku jest taki, że po przeczytaniu kilkudziesięciu stron "Ciotek" nie opłaca się ich odkładać, bo jesteśmy już w połowie :) Więc nie bardzo da się porównać z Szabo - inna waga książki. Ale według mnie to bardzo przyjemna lektura :)
UsuńSzkoda, że książka nie zrobiła na Tobie lepszego wrażenia, ale mimo wszystko jestem zainteresowana fabułą. Uwielbiam sagi i opowieści rodzinne. :)
OdpowiedzUsuńAle książka zrobiła na mnie dobre wrażenie :) Nawet postanowiłam ją sobie zatrzymać (a nie podać dalej na fincie ;)).
UsuńJa też uwielbiam rodzinne opowieści!
Lubię i wspomnienia i rodzinne opowieści i historie, więc książka, mimo że nieznanej autorki, może mnie zainteresować. Podobają mi się też takie drobne, jednorozdziałowe portreciki. Jeśli trafię na Ciotki w bibliotece, to pewnie pożyczę :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba bardziej niż Scotland Street ;)
UsuńJestem bardzo zainteresowana tą powieścią :) mam nadzieję, że zrobi na mnie nieco lepsze wrażenie :)
OdpowiedzUsuńAle przecież napisałam, że zrobiła na mnie dobre wrażenie! Tylko nie jest to literatura, która zmienia życie - po prostu.
Usuń